Bloch 174 – rok scratchu

Licząc z researchem i opracowaniem, model ten zajął mi rok. Projekt okazał się nieco zbyt ambitny, bo wynik, hm, nie wygląda na tyle roboty. Przy okazji nauczyłem się jednak sporo. Ale po kolei.

Umyśliłem sobie serię modeli samolotów związanych z A. de Saint-Exupery’m w skali 1:48. Jednym z nich oczywiście musiał być Bloch 174 A3, upamiętniony w “Pilocie wojennym”. Niestety model jest tylko firmy Mach 2, czysto plastikowy. Ten właśnie zdobyłem za ciężkie pieniądze i to był początek ciernistej drogi.

Wielu elementów nie było wcale lub były zrobione błędnie. Lista braków i błędów jest długa i wypisałem ją wstępnie wcześniej. Uzupełniłem model głównie scratchem, oraz paroma elementami fototrawionymi własnego projektu i pasami Eduard. Poniżej (foto)relacja z moich przygód.

1. Wyposażenie kabiny

Model pod tym względem jest nie tylko ubogi, ale też fałszywie odwzorowany i wreszcie – paskudnie odlany. Musiałem dodać panele boczne nawigatorowi i pilotowi, przerobić fotele nawigatora i strzelca, dodać m.in. radiostację i kołowrotek do wyciągania anteny, dźwignie do sterowania napędem, sterownice nawigatora, butle tlenowe czy gaśnicę. Materiały w postaci zdjęć czy artykułów były dość ubogie, skutkiem czego np. celownik pilota robiłem 2 razy (2 modeli), część wyposażenia domniemałem, częściowo błędnie. Zacząłem po Wielkanocy, skończyłem w sierpniu. Problematyczny był też montaż elementów w modelu, ze względu na jego bardzo grube ścianki – nie wszystko w modelu się zmieściło, a część nieco nie na swoim miejscu (radiostacja). Szczegóły techniczne poszczególnych elementów opisane są w podpisach w galerii poniżej.

2. Geometria

Jeśli chodzi o ustawianie elementów, to przy pomocy klocków szybko i wygodnie można tworzyć stelaże stabilizujące skrzydła i usterzenie.

Projektanci modelu nie tylko średnio się przejęli wyglądem pierwowzoru, ale też składalnością modelu w całość. Kiedy kupiłem tubkę szpachli Tamiyi, myślałem, że to zakup na lata. Cóż, zużyłem pół na Blocha. A kiedy szlifowałem połówki skrzydeł, żeby łaskawie zeszyły się góra z dołem, “urobek” w postaci plastikowego pyłu miał objętość pudełka od zapałek. Oczywiście cały byłem w tym pyle, wyglądałem jak młynarz.

3. Linie podziału

Tu niestety nie ma się czym chwalić. W modelu linie są bądź za grube, bądź prawie niewidoczne. Moim celem było nieznaczne ujednolicenie linii, poprzez uwydatnienie tych zbyt słabych. Chciałem też znacząco pogłębić linie oddzielające klapy od skrzydeł (odcięcie klap i sklejenie ich w pozycji opuszczonej, zgodnie z praktyką Armee del’Air okazało się niemożliwe ze względu na zupełnie różny kształt klap ukazany na wierzchniej i spodniej stronie skrzydła. Wyszło paskudnie, bo zbyt zawierzyłem własnej zręczności. Nie wypatrujcie błędów na zdjęciach, szkoda czasu.

Musiałem jeszcze przerysować drzwi bombowe, bo były zupełnie niezgodne z oryginałem i bardzo by to rzutowało na wygląd modelu (w oryginalnym samolocie krawędzie drzwi bombowych, okna aparatu fotograficznego i dolne ramy oszklenia kabiny tworzyły jedną linię) – to akurat wyszło.

4. Brakujące elementy zewnętrzne

Twórcy modelu pominęli kilka elementów, w tym taki szczegół jak wieżyczka z karabinami pod brzuchem maszyny. Na ich obronę można stwierdzić, że Bloch 174 miał wiele odmian i nie wszystkie wyposażono w wieżyczkę, ale jak się robi model, to można sięgnąć po dostępne artykuły, czy książki. Wieżyczka powstała z mas epoksydowych: wierzch z Milliputu, który jest twardy i ładnie się szlifuje i poleruje, a połączenie z kadłubem z Greenstuffu, dość plastycznego, co ułatwiło wyprofilowanie elementu.

Brakowało też osłon dźwigni ruszających lotkami i klapami (HIPS 0,5 mm), wystających wihajstrów pod końcówkami skrzydeł (Greenstuff na drucie), końcówki anteny (HIPS), wysięgnika z podnóżkiem do wsiadania (fototrawiony z dodaną grubością z żelowego kleju CA i zapasowego celownika pilota (fototrawiony). Dołożyłem także rozwidloną rurkę Pitota (gruba i cieniutka – 0,3 mm – igła lekarska), lufy z igieł, płytę za plecy pilota, antenę i kondensator radionamiernika.

Kroplowe wypustki na osłonach silników zrobiłem sam (wyrzeźbiłem wzór, odcisnąłem matrycę w Millipucie, a potem świeczka i stare ramki po modelach). Efekt dość satysfakcjonujący, zwłaszcza jak się porówna z propozycją producenta modelu. Z tej samej matrycy skorzystałem robiąc tylne lampy pozycyjne, z tym że zostały one bardziej zeszlifowane.

Skoro mowa o lampach, to podobną metodą został dorobiony reflektor do lądowania i skrzydłowe światła pozycyjne. Osłona reflektora powstała z dość grubej folii. Na przyszłość polecałbym raczej zwykłą taśmę klejącą, tak jak autor Aircraft Modelling F.A.Q., która znacznie lepiej siądzie na modelu.

5. Oszklenia

Na samym początku zadecydowałem, że oszklenia trzeba będzie też robić od nowa. Szkiełko kabiny pilota i strzelca z zestawu jest zupełnie ahistoryczne, nie mówiąc już o tym, że nie pasowało do modelu. Grubość i mętność szkiełek sprawiała, że wymagałyby bardzo dużo obróbki, a i tak mało byłoby przez nie widać.

A więc formowanie próżniowe. Nos chciałem zrobić w jednym kawałku, co okazało się niełatwym zadaniem. Wymagało kilkunastu prób, z których powstały dwa zadowalające nosy. Problemem było fałdowanie folii rozciągniętej na dużej przestrzeni (nos ma ok. 5 cm), a załatwiłem to dopiero dodawszy szeroki krążek poniżej kopyta. Jednakowoż, okazało się, że kadłub jest istotnie szerszy niż nos, a temu ostatniemu brakuje 1-1,5 mm obwodu. Naciąganie na gorąco spowodowało tylko wykrzywienie nosa. Podjąłem decyzję o rozcięciu elementu wzdłuż podziału szybek i zamaskowaniu go dość szerokimi ramkami.

Metodę uzupełniania modeli taśmą klejącą podpatrzyłem na jednym z amerykańskich vlogów. Można w ten sposób nakładać ramki na oszklenie, zamiast je malować. Zrobiłem tak, ze względu na kłopoty z nosem samolotu oraz strach przed upaćkaniem szkiełek farbą. I już wiem dlaczego nie jest to popularna metoda: Taśma jest zbyt sztywna, by dobrze uformować ramkę na obłych, nieregularnych elementach. Wychodzi za to świetnie na elementach prostych, stosunkowo kanciastych. Proces jest żmudny i bardziej pracochłonny niż malowanie. Ponadto, do takiej ramki nie bardzo można coś dokleić, ze względu na to, że sama słabo trzyma się szkiełka.

Jeśli chodzi o samo klejenie szkiełek, to dedykowany klej Humbrola niestety rozpuszcza farby. Na przyszłość zostanę więc przy chwytaniu newralgicznych a niewidocznych punktów cyjanoakrylem i wykańczaniu spojenia wikolem.

6. Silniki

Zestawowe silniki wymagały masy rzeźbienia. Na zakup żywicznych nie zdecydowałem się – CMK akurat nie było na rynku, a doskonałe miniatury z Vectora kosztują po ok. 200 zł sztuka. Przy tej jakości modelu i przy moich skromnych umiejętnościach taki wydatek nie miałby sensu. Poza oczyszczeniem nadlewek i jako-takim odrzeźbieniem elementów zrobiłem nieco waloryzacji: osłony tłoczków w kołpakach, osłony popychaczy, przewód biegnący dookoła korpusu silnika. Montaż całości wymagał rozwiercenia elementów i osadzenia ich na metalowych podkładkach – tak były krzywe.

7. Podwozie

Masa nadlewek skłoniła mnie do odtworzenia podwozia głównego from scratch z drutów, kawałków izolacji i kleju epoksydowego. Efekt tylko nieznacznie przewyższa propozycję producenta modelu, ale przynajmniej podwozie jest solidne, co przy dziecku w domu wydaje się istotne.

Osłony podwozia głównego z blaszki aluminiowej, uzupełnionej HIPS-em – oryginalne nie nadawały się zbytnio do zamontowania.

Prace nad tylnym podwoziem to m.in. wycięcie i ożebrowanie wnęki, zrobienie od nowa koła (obręcze PE, opona z izolacji przewodu), położenie blaszek PE na goleń, dołożenie linek (w oryginale służyły do sterowania w casie kołowania). Było też trochę researchu – okazało się bowiem, że niektóre egzemplarze wyposażono w osłonę koła ogonowego, a inne nie. Ten konkretny ponoć nie miał.

8. Przestrzeliny

Jeśli czytaliście “Pilota wojennego”, to wiecie, że samolot został kilkakrotnie trafiony z ziemi (prawdopodobnie odłamkami pocisków 37 mm), przy czym jedno z trafień spowodowało stratę oleju i paliwa z jednego ze skrzydeł. Opracowanie przestrzelin trzeba było zacząć od pocienienia plastiku, tak, żeby dziury wyglądały realistycznie. Dziury z kolei wydłubywałem i wyważałem spiczastym nożem. W toku robót dziury trochę się zatarły, podkład i malowanie też nieco osłabiły efekt. Najmniejsze dziurki “poprawiłem” po malowaniu, skutkiem czego naddarte płatki podkładu całkiem fajnie imitują deformację blach.

Malowanie śladów po ubytkach płynów wygląda, jakby robił je przedszkolak, ale przegląd zdjęć referencyjnych potwierdza, że właśnie tak to powinno wyglądać. 🙂

9. Malowanie

Krzyż Pański. Wybrałem farby Hataka Blue – mają gotowe kolory dla francuskich maszyn z 1940, są bezwonne i można nimi malować przy dzieciach. Po rozcieńczeniu można je całkiem prosto opanować (choć nie ustrzegłem się kleksów tu i ówdzie), ale mają poważny mankament – są niezwykle delikatne. Ile retuszy musiałem zrobić, bo farba się zdarła – nie zliczę. Jeśli chcecie robić chipping metodą zdrapywania – z Hataką Blue nie potrzebujecie fluidu. Akrylowy mat Tamiyi (2-3 warstwy) całkiem nieźle zabezpieczył powierzchnię, ale w moich warunkach, dzieląc malowanie na kilka krótkich sesji, w tzw międzyczasie zjadłem sporo nerwów.

10. Cieniowanie i weathering

Linie podziału od spodu – wiem, za ciemne – zaznaczyłem dedykowanym płynem. Od góry – farbami olejnymi rozcieńczonymi olejem lnianym (schnie tydzień, ale nie uszkodzi malowania). Delikatne smugi na krawędziach spływu zrobione tymże samym płynem. Modulacje światła żółtawą olejną farbą nie wiem, czy są w ogóle zauważalne. 🙂 Sadzę ze spalin imitowałem kredką do makijażu, przemywaną… płynem micelarnym. Polecam do rozcieńczania i przemywania tłustych specyfików, ze względu na neutralność dla modelu.

11. Oznakowanie

Ponieważ kalki pożółkły, postanowiłem oznakowania państwowe pomalować, a godła jednostki zamówić od nowa – przy okazji wraz z logo producenta śmigieł. Kalki i maski zamówiłem z Melius Manu, gdzie też otrzymałem dużo pomocy w przygotowaniu plików (nie zrażajcie się tonem korespondencji). W ramach gola do szatni, wziąwszy model do końcowej sesji fotograficznej, zauważyłem że jedna z kalkomanii odpadła ze śmigła.

***

Tak w skrócie wyglądał mój rok z jednym modelem. Wyszło – jak wyszło. Pod koniec miałem już serdecznie dość i np. nie zreprodukowałem szkiełek górnej kabiny, choć dość dobrze widać że są krzywe. Oglądajcie galerię końcową i używajcie sobie.

One thought on “Bloch 174 – rok scratchu

Leave a comment

Design a site like this with WordPress.com
Get started